Magda udaje się na emigrację… ;)

Lecz spokojnie, nie martwcie się, nie tak znowu daleko…

Już od jakiegoś czasu nie byłam do końca zadowolona z funkcjonalności wordpress’a, szczególnie jeśli chodzi o wygląd strony. Poza tym gremium blogów, które sama odwiedzam, oparte jest na innej technologii. Trochę pozazdrościłam przejrzystości i funkcjonalności witryn innych blogerów…

więc zabrałam się za przenoszenie powoli Books and the City w bardziej przyjazne miejsce…

po kliknięciu portalu na obrazku poniżej, przeniesiecie się do nowej lokalizacji, a tam…

oprócz nowego wyglądu stronki czeka niespodzianka 😀

dla tych, którzy jednak wolą tradycyjną metodę podróżowania, podaję link:

http://ksiazkawmiescie.blogspot.com/

Safe travels! Do zobaczenia na  na blogspot.com 🙂

Mort – Terry Pratchett

 

Mort pochodzi z rodziny winiarzy destylujących wino z zeszłorocznych winogron (zeszłoroczniaki to dość nietypowe rośliny, które sieje się w danym roku, a plony zbiera w zeszłym. Wino z zeszłorocznych winogron jest niezwykle cenione przez wróżbitów – dzięki niemu można przewidywać przyszłość. Niestety wiąże się to z potężnym kacem dzień przed wypiciem, którego może wyleczyć jedynie ogromna porcja trunku). Ma 16 lat, serce na miejscu, rude włosy i piegi, mózg też raczej ma, jednak ma też bardzo poważną wadę: umie czytać.

W Owczej Wólce ma odbyć się jarmark rzemiosł (targi pracy), ojciec kupuje więc Mortowi nową szatę (mającą akurat dość miejsca by ten mógł swobodnie dorastać – pod warunkiem, że zamierzał wyrosnąć na dziewiętnastonogiego słonia) i rusza na miejsce, instruując syna, jak ma się prezentować, by zapewnić sobie zatrudnienie. Jarmark trwa do północy, jednak nikt nie proponuje Mortowi opierunku, ten nie traci jednak nadziei i czeka, aż przebrzmią ostatnie uderzenia zegara obwieszczającego Nowy Rok. Śmierć (przez duże Ś) zatrzymuje czas i, po krótkiej rozmowie kwalifikacyjnej, Mort zostaje jego terminatorem.

Jak myślicie – co może się zdarzyć, jeśli rolę Śmierci zacznie pełnić chłopak z sercem po właściwej stronie, nieśmiały i w dodatku umiejący czytać? No… wiele rzeczy, faktycznie. Ten konkretny jednak, już podczas swojej pierwszej misji, zakochuje się w księżniczce, której klepsydra jest już praktycznie pusta, i, ratując jej życie (niepomny ostrzeżeń, iż nie ma sprawiedliwości , jest tylko śmierć), zmienia bieg historii. Mort musi wszystko odkręcić, zanim Śmierć (przebywający na wakacjach i szukający pracy w innej branży) się zorientuje, no i, oczywiście, zanim będzie jeszcze gorzej…

Brawurowa – to określenie idealnie pasuje do tej części opowieści o Świecie Dysku. Szydercza – o, to jest jak ulał. Nieprzewidywalna – trafiony-zatopiony! A wiecie, jak ma na imię koń Śmieci? Bestia zionąca ogniem? Przerażający ogier piekielny? Otóż ta budząca grozę bestia nosi dumne imię Pimpuś 😀

Ja naprawdę chcę znaleźć jakieś minusy. Uchybienia. Napisać – oj, kiepsko z Panem, Panie Pratchett, sir…. ale nie mogę! Kiepsko z Panem, Panie Pratchett, sir, nie można się przyczepić do Pana ani trochę…

Widać, że autor dopiero się rozkręca, że nieco brakuje Mortowi do poziomu Straż! Straż!, ale mi to już nie przeszkadza. Stosunkowo niski, jak na Pratchetta, poziom, jest jednak nadal poziomem, którego i tak nie osiągnął np. Pan Utkin, mimo, że bardzo tego chciał. Widocznie nie wystarczy mieć poczucie humoru, trzeba je jeszcze umieć ubrać w słowa i osadzić w wiarygodnej krainie – np. na Dysku.

Zamieszkałam na Dysku i długo go nie opuszczę.

Ocena: 4,5/5

tytuł oryginału: Mort
tłumaczenie: Piotr W. Cholewa
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
liczba stron: 314
oprawa: miękka
cena z okładki: 112 000 PLN 😉
jak do mnie trafiła: zakupiona na Allegro, cena 16,99


Przy okazji zapraszam na niedawno odkrytego bloga autorów Efemerydy Wszystkie Twarze Szatana.

Efemeryda – Robert Cichowlas, Kazimierz Kyrcz Jr

Efemeryda to czwarta w kolejności książka napisana przez duet Cichowlas-Kyrcz,  koncentrujący się na opowieściach niesamowitych, pełnych mroku, niepokoju, i zła czającego się wszędzie. Poprzednie ich dzieła – antologia Twarze szatana (2009), oraz Siedlisko i Koszmar na miarę podbiły serca czytelników. Pisarze zgodnie uznali Efemerydę za swoje najciekawsze dzieło. Czy słusznie?

Książka składa się z dwóch części, dolot i odlot, okraszonych na wstępie cytatem, z pozoru nic nie mówiącym a z drugiej strony… w zasadzie zarówno ten podział, jak i cytaty to swoista igraszka z czytelnikiem.

dolot

Kapitan Artur Gałecki to jeden z najlepszych pilotów liniowych, przystojny facet po trzydziestce, niestety samotny, choć w sumie taki mężczyzna powinien mieć piękną żonę. Pewnego upalnego dnia zaczyna odczuwać narastający niepokój, co gorsza, w żaden sposób nie potrafi znaleźć jego podstaw. Taksiarz wiozący go do domu jest wyjątkowo nachalny, jedyne o czym Gałecki marzy to zimne piwo i chwila spokoju. Kiedy wreszcie spełnia się jego pragnienie i nasz kapitan gasi pragnienie dwoma zimnymi browarami, nagle zauważa, że meble i przedmioty w jego mieszkaniu zostały poprzestawiane, a na włączonym palniku kuchni ktoś zostawił czajnik.
Najpierw posądza o ten dziwny kawał sąsiada, opiekującego się mieszkaniem podczas jego nieobecności, potem byłą dziewczynę, z którą łączył go głęboko erotyczny związek. Aby ukoić skołatane nerwy idzie do baru na kilka głębszych, kiedy wraca nocą do mieszkania z przerażeniem odkrywa, że sypiący się sufit znajduje się tuż nad jego głową, a w przedpokoju stoją stare rowery. Biegnie po pomoc do wścibskiej staruszki, jednak gdy stają ponownie przed drzwiami, okazuje się, że wszystko jest w porządku, a Grześkowiakowa posądza, że Artur chciał ją zgwałcić.

To dopiero początek niesamowitych zdarzeń w poznańskim mieszkaniu, jak i poza nim, a Gałeckiego ogarnia coraz większe przerażenie. Rozważa wizytę u psychologa, nawet u psychiatry, tuż po powrocie z rejsu do miasta Girona.

odlot

Lot do Girony nie idzie jak z płatka, Gałecki , w gęstej mgle, cudem osadza boeinga 737 na opuszczonym lotnisku na skraju gęstego lasu.
Myślisz, że najgorsze już minęło? Twój koszmar dopiero się zaczyna!” – reklamuje Efemerydę Oficynka – touché!

„Teraz, przeklinając na czym świat stoi, siedział, opierając się o ścianę i rozmasowując zdrętwiały kark. Mocz rozlał się śmierdzącą kałużą między jego nogami, ale tego nie czuł. Piekło go gardło, jakby ostatnią noc spędził, drąc się na koncercie Iron Maiden albo w urządzeniu o tej samej nazwie. Nawiasem mówiąc, ciekawe, jak zareagowałby Dickinson* na ten cały bajzel?(…)” [cytat s. 183]
_______________
*Bruce Dickinson – lider Iron Maiden to nie tylko gwiazda heavy metalu, ale też ceniony pilot liniowy (przyp. autorów)

Od strony 129 książka zaczyna nabierać niesamowitego tempa, czyta się ją szybciej, szybciej, szybciej… byle tylko znaleźć rozwiązanie zagadki. O ile dolot nieco denerwował mnie sztampowością, prawie sztucznym budowaniem napięcia (przez podkreślanie faktu, że Gałecki coraz bardziej się boi, że słyszy i widzi omeny…), trochę niepotrzebnymi fantazjami erotycznymi Artura i niekoniecznie uzasadnionymi wulgaryzmami, o tyle odlot wynagrodził mi to z nawiązką.

Czasem lubię się bać, ale nie szukam w tym celu książek ani filmów, w których główną „atrakcją” są latające fragmenty ciała i fontanny krwi, których żadne ludzkie ciało nie jest w stanie pomieścić. W Efemerydzie trochę trzewi, ropiejących wrzodów i tryskającej krwi się pojawia, ale w ilościach  pozwalających stworzyć duetowi autorskiemu gęstą zupę z grozy i napięcia, a nie z nich samych. Daniem głównym są tu mutacje rodem z obrazów Boscha, znajdziemy też aluzję do Eddie’go the Head, horrorów klasy B i filmów katastroficznych.

Zakończenie natomiast sprawiło, że chętnie sięgnę po którąś z wcześniejszych pozycji pióra duetu Cichowlas-Kyrcz. Po pierwsze: lubię gdy autor się ze mną bawi,  po drugie:  nie domyśliłam się rozwiązania, po trzecie: jak się bać, to z dobrą muzyką w tle.

Wbrew pozorom: polecam tę książkę na podróż – całość na ok. 6-8 godzin (i wcale nie chodzi o gęstość druku), przykuwająca uwagę, ale nie przytłaczająca. A może po jej lekturze ktoś zdecyduje się dodatkowo sięgnąć po Portret Doriana Graya?

Ocena: 3,75/5

Wydawnictwo: Oficynka
liczba stron: 268
oprawa: miękka
cena z okładki: 32 PLN
jak do mnie trafiła: książka do recenzji

Losowanie :)

Gdzieś na świecie (np. w Nowym Jorku) jest przed południem, więc, zgodnie z obietnicą losujemy:

>>>kliknij<<< by obejrzeć w lepszej rozdzielczości 🙂

Gratuluję Beatrix, która już niedługo będzie mogła rozkoszować się świetną książką 🙂

Dziękuję Wszystkim, którzy wzięli udział w konkursie, zapraszam do obserwowania mojego bloga i… do przeczytania 🙂

Stosik recenzyjno-leczniczy oraz rozdanie dodatkowego Juana :)

Kochani, czy ja już wspominałam, że nie lubię swojej pracy? Tak? Aaa, to… nie lubię swojej pracy! Losowanie się opóźni, pewnie przeprowadzimy je w niedzielę przed południem 🙂 przyczyna oczywiście leży w pracy, która okazuje się coraz bardziej absorbująca czasowo (w tym tygodniu rekord to 13,5h), nie mam już głowy na nic więcej 😦 Recenzja „Morta” też niedługo, jak mi się wena „odblokuje” 😉

Poniższy stosik nazwałam recenzyjno-leczniczym, ponieważ składa się z książek do recenzji oraz „poprawiaczy” humoru.


Na pierwszym planie wygrana u Beatrix cudowna zakładka, aż szkoda używać 😉
Od góry:
Wygrana u Nemeni Alaska Piotra Kraśki – może się kiedyś wybiorę?
Efemeryda – od Oficynki – miała być szczotka, ale listonosz swym zwyczajem nawet awiza nie zostawił 😦 Niedługo recenzja 🙂
Wisienka na torcie 😀 czyli brakująca w moich zbiorach Wyspa wypacykowanej kapłanki miłości Moore’a – o Facecie od Książek mogę długo, ale może tym razem jeszcze Was oszczędzę 😉
Terry Pratchet Trzy wiedźmy – dobra. Wyznaję. Uzależniłam się. Enedtil – zadowolona? 😛 Pablo – przekonany? 😉
Alexander McCall Smith – 44 Scotland Street – zakupiona i Opowieści przy kawie – od Muzy
Murakami 1Q84 część 1 kupiona, część 2 od Muzy
Leopold Gout Radio duchów ostatnio mnie coś ciągnie do takich klimatów: Grabarz, Mort, teraz czytam horror…

ROZDANIE JUANA (RODRIGO) 🙂

Ostatnio zaczęły mnie fascynować frazy wyszukiwarek, dzięki którym czytelnicy trafiają na mojego bloga i, obok tych zwyczajnych jak autor (tu prym wiedzie Natałka Babina), czy tytuł (tu Blues Kojota), pojawiają się całkiem interesujące, np. „ostry stosik” hmmm… 😉 „fantastyka i przygoda i magia znajć takie książki w empiku.pl” ekhem!… 😉

Ale najlepsza, bezkonkurencyjna i powalająca okazała się fraza „rajstopy po szyję”, której autorką okazała się Enedtil o >>>tu<<< w związku z czym postanowiłam jej ufundować nadprogramowego Grabarza, żeby się dziewczę z realizmem magicznym zapoznało 😀

I tym optymistycznym akcentem zakończę dzisiejszy wpis, jutro wybiorę się na Wasze blogi by nadrabiać zaległości, a teraz wykąpię się, poczytam trochę i pójdę spać ze słodką świadomością, że jutro o 6.00 nie usłyszę budzika :D:D:D

Do przeczytania! 🙂

Jubileuszowy konkursik – zmiana zasad :)

Kochani, nie myślałam, że pytanie/zadanie konkursowe może się okazać takie trudne… 😉 Cóż, Ewa, która odpowiedziała prawidłowo, że wisienką na torcie jest oczywiście Wyspa wypacykowanej kapłanki miłości Christophera Moore’a, jako nagrodę wybrała Grabarza 🙂 Druga z książek nadal bierze udział w konkursie 🙂

<<<<< kliknij obrazek

 

 

 

Tym razem zasady są banalnie proste: wystarczy wpisać „zgłaszam się” w komentarzu. Jeśli liczba komentarzy przekroczy 57 z poprzedniego konkursu, podniosę stawkę o tę książkę:

<<<<< kliknij obrazek

 

 

Zegar tyka: zgłoszenia przyjmuję do środy, 16 lutego, godzina 22:00. Losowanie prawdopodobnie w czwartek :)

Zapraszam i… powodzenia :D

Jubileuszowy konkursik :)

Books and the City działa już pół roku 🙂 i będzie działać dalej 😀 Lubię prowadzenie tego bloga z kilku względów: wyżywam się twórczo, moja ekshibicjonistyczna natura znajduje ujście, a próżność jest mile łechtana przez komentarze (coraz liczniejsze, co mnie bardzo cieszy) i statystyki 😉 poznaję też Wasze blogi, co jest bardzo cennym doświadczeniem w moim czytelniczym życiu 😀 LUBIĘ TO! 😉

Nadszedł czas na pytanie konkursowe:

Co jest wisienką na torcie wspomnianą w Stosiku nr 2?

Pytanie nie jest tak trudne, jak się wydaje – wystarczy wiedzieć, kto jest moim ulubionym autorem (z czym się tu – ani na Waszych blogach – nigdy nie kryłam) i zgadnąć, której jego książki brakowało mi w kolekcji (z tych wydanych po polsku).

Nagrody przewidziałam następujące:

<<<<< kliknij obrazek

 

 

 

oraz:


<<<<< kliknij obrazek

 

 

 

Jeśli nie udało Ci się w żaden sposób znaleźć odpowiedzi na pytanie, a bardzo chcesz mieć którąś z tych książek, to hmmm…. napisz wierszyk o sympatycznym zwierzątku domowym, powiedzmy o… rybce 🙂

Przewiduję dwa losowania: wśród osób, które prawidłowo odpowiedzą na pytanie i wśród wszystkich, które wezmą udział w konkursie.
Zwycięzca głównego losowania będzie mógł wybrać swoją nagrodę, zwycięzca ogólnego losowania dostanie książkę nie wybraną przez laureata głównego 🙂 (tak, jedna osoba może wygrać obie książki :))

W poprzednim konkursie wzięło udział 57 osób. Tym razem zadanie jest trudniejsze, więc jeśli o wygraną zawalczy powiedzmy… 50-ciu uczestników pomyślę o dodatkowej nagrodzie-niespodziance 🙂

No tak, jeszcze deadline: zgłoszenia przyjmuję do środy, 16 lutego, godzina 22:00. Losowanie prawdopodobnie w czwartek 🙂

Zapraszam i… powodzenia 😀

Półka misz-masz oraz zapowiedź :)

Kochani, tradycyjnie już na początku (hmmmm, :P) miesiąca umieszczam zdjęcie półki z książkami. W styczniu była półeczka przejściowa w lutym pokazuję półkę misz-masz, czyli chaos w rozkwicie 😉

Marek Utkin Technomagia i smoki kit okresu sierpień-listopad 2010
Zbiór Czarnoksiężnicy z krainy osobliwości – czeka na swoją kolej
Terry Pratchett Kolor Magii, miejsce na Morta, Straż! Straż!, Zbrojni, Straż Nocna
Trylogia Dziedzictwo Christophera Paoliniego – mi się podobała
leżą:
Homo Bimbrownikus Pilipiuka – nietypowo dla mnie seria zaczynana od środka. Ojj, uzupełnię brakujące 😉
Trylogia Wyspa i Imperium Jonathan Wylie – mam te książki jakieś 4 lata i… nie czytałam. Nie wiem dlaczego. Może ktoś z Was je zna?
leżą obok:
znów Pratchett Blask fantastyczny
Opowieści nieprawdopodobne
Edgar Alan Poe – przedstawiać nie trzeba, od siebie dodam, że odkryte zaraz po Ani z Zielonego Wzgórza. Jak widać do literatury kobiecej jakoś mnie nie ciągnie, a groza czasem się zdarzy 😉
Wehikuł czasu klasyk sf pióra nieocenionego Herberta Georga Wellsa – zabytek, lecz nie przeżytek 😉
mieliśmy Poego, a oto jego uczeń H.P. Lovecraft i jego Zew Cthulhu
jedziemy dalej:
China Mieville: Dworzec Perdido, Blizna i Żelazna Rada oraz Miasto i miasto – chwilowo na półeczce, jakoś nie mam głowy do steampunkowo urban-fantasy powieści. Wiosną wrócę do niego, bo to, czego już zasmakowałam baaaardzo mi się podobało 😀
Martin i Ostatni rejs Fevre Dream a obok Anonima Księga bez tytułu i Oko Księżyca tematycznie do siebie pasują – wampiry. Te mroczne 😉
Wyznanie uniżonej autorki: mam lekką obsesję: lubię wszystko, co anty- dys-utopijne oraz postapokaliptyczne. A tu stoi mały tego przykład:
Ogród nieziemskich rozkoszy – plany wakacyjne.
Marcin Wolski Agent dołu i Czarci pomiot – Wolskiego polecam zawsze 🙂 obok powinny stać Antybaśnie (mała prywata: Siostra, kiedy je oddacie?)
Darwinia Robert Charles Wilson – małe szaleństwo, plany wakacyjne
Huxley Nowy wspaniały świat – jedna z książek, które się do obsesji przyczyniły
1984 Orwella – druga z tych książek
Kosmolot i czółno Brower – mam nieodparte wrażenie, że ją kiedyś już czytałam, ale nie pamiętam… no nic: w kolejce do przeczytania 😉
mały zbiorek Vonneguta:
Kocia kołyska, Syreny z Tytana, Galapagos, Pianola, Śniadanie mistrzów
Fałdka Czasu
klasyka sf dojrzana na liście Pabla Kupiona za jedyne… 14PLN – zazdrościcie?
Zafron – Cień wiatru i Gra Anioła – jeszcze nie czytałam. Teściowa mówi, że są książki, które mieć trzeba. Przeczytam, aby dopełnić moją wersję: mieć=przeczytać 😉
leżą:
Ulica tysiąca kwiatów – cały czas pamiętam zachętę Moreni i kiedyś się wezmę
Wątpliwości Salaiego – czytam wolno, ale konsekwentnie – kiedyś dobrnę do końca i Wam ją polecę 😀

Zapowiedzi blogowe:
Kochani, 20 lutego Books and the City będzie świętować półrocze swojej działalności, więc… szykuje się konkurs 😀 Tym razem nie będzie łatwo, zadam Wam pytanie związane z blogiem i jego autorką (nieskromnie dodam: ze mną), a nagrodę przewidziałam bardzo atrakcyjną 🙂

Tak więc wypatrujcie konkursu jubileuszowego, a tymczasem Pozdrawiam i do przeczytania 🙂

Grabarz – Peter Grandbois

Nie wiem, czy słyszeliście kiedyś o zjawisku synestezji. W ogromnym uproszczeniu i skrócie polega ono na odbieraniu jednym zmysłem wrażeń właściwych innemu. Np. muzyka wywołuje poczucie ciepła. Litery budzą wrażenia kolorystyczne, a kolory mają temperaturę. W literaturze, szczególnie w symbolizmie, synestezja jest środkiem stylistycznym.
Nie jestem synestetykiem. Wielka szkoda, kiedy pomyślę, że mogłabym codziennie postrzegać świat tak, jak postrzegam niektóre książki…

„Grabarz” to debiut literacki Petera Grandbois, doktora literatury i kompozycji literackiej. Bardzo dobry debiut, porównywany do powieści noblisty, Gabriela Garcii Marqueza. Twórczość Kolumbijczyka znam i cenię od wielu lat (jedną z jego książek nawet wykorzystałam w pracy maturalnej), musiałam zapoznać się z twórczością Gradbois.

Wdowiec Juan Rodrigo mieszka wraz z córką Esperanzą w Andaluzji, na obrzeżach małej wioski – zgodnie z tradycją jako grabarz musi mieszkać poza granicami osad ludzkich, aby nawiedzające go duchy nie niepokoiły mieszkańców wioski. Akcja dzieje się w czasach epidemii grypy hiszpanki, więc Juan Rodrigo ma pełne ręce roboty.

Funkcja Juana Rodrigo nie kończy się na wykopaniu grobu, jego prawdziwym zadaniem jest opowiedzenie historii zmarłego, prawdziwej historii, która nie zawsze spotyka się z aprobatą ducha – te lubią kłamać, bądź jego rodziny. Po pogrzebie duchy odchodzą. Wszystkie z wyjątkiem Ursuli, dziewczynki w białej sukience, pochowanej jeszcze przez jego ojca.

Na książkę składa się dwanaście opowiadań – siedem o osobach ważnych dla Juana Rodrigo, w tym jedno o nim samym, pięć stanowiących spoiwo między dwoma światami.  Od samego początku wiadomo, iż najważniejszą opowieścią jest ta o córce grabarza.

Każda litera w tej książce emanuje światłem i ciepłem, które widzę i czuję nawet teraz, dobę po jej zakończeniu. Realizm magiczny – ten termin nabrał właśnie nowego znaczenia –  „Grabarza” powinno się zaliczać do tego gatunku literackiego nie ze względu na duchy Juana Rodrigo, lecz na to, co robi z czytelnikiem. Ta książka jest magiczna.

Nie byłabym jednak sobą, gdybym nie powiedziała złego słowa, tym razem maleńkiego. Zabrakło mi wyjaśnienia pewnej tajemnicy – wiem, że to tylko moja ciekawska natura, jednak zabieram pół punktu.

Pokuszę się o stwierdzenie, że gdyby nie Andaluzja i nazwisko na okładce autorstwo można by z powodzeniem przypisać Marquezowi – to dzięki niemu dawno temu pokochałam realizm  magiczny, a dzięki Grandbois ta miłość trwa nadal.

Polecam każdemu, kto lubi odbierać książkę nie tylko tradycyjnie, jako zbiór liter. Oraz każdemu, kto nie dostrzega magii w realizmie magicznym – może po prostu nie czytał Grandbois?

Ocena: 4,5/5

tytuł oryginału: The Gravedigger
tłumaczenie: Agnieszka Andrzejewska
Wydawnictwo: Muza
liczba stron: 211
oprawa: miękka
cena z okładki: 24,90 PLN
jak do mnie trafiła: Matras, cena 4,90 PLN

Stosik – walki z VATem ciąg dalszy

Ehh, postanowiłam wydać wojnę VAT-owi. I skorzystać  z wyprzedaży w Matrasie. Na poniższe książki wydałam 14,70 PLN 😀

Tolinowa wygrana nr 2 – czyli Mariola, moje krople… długo oczekiwana przesyłka 😉 Jedyna powieść tej autorki, jaką w ogóle planowałam ruszyć, ale Arsenka przekonała mnie też do osławionej Cukierni
Grabarz – utrzymana w klimatach Marqueza debiutancka powieść  Grandbois – recenzja już wkrótce (zajrzałam na chwilkę ;))
Zakazana księga – bo „rozpieszczam się” czasem filmami typu Indiana Jones, lub Skarb Narodów więc i po książkę w tym klimacie chętnie sięgnę 😉
Jak Bóg przykazał – w sumie mało czytałam włoskich autorów (ej,  Boccaccio się nie liczy, ok? :P) a książka wydaje się mieć niezły potencjał 🙂 Jako ciekawostkę dodam, że cena z okładki to… 39,90, ale kto by przepłacał – wydałam na nią całe (niecne) 4,90;)

Wiecie, co mnie najbardziej przeraża (czytaj: cieszy :P)? Że mamy duży regał z książkami, a na nim mało miejsca… mąż nie będzie szczęśliwy słysząc „kochanie, potrzebna nam nowa biblioteczka…” 😉 Szykuje się mały konkursik 😉

A tak w ogóle to nie lubię naszego listonosza, bo zgubił moją pierwszą szczotkę 😦 Wydawnictwo dziś wysłało mi pełne wydanie książki, ale to przecież nie to samo 😦 zły, niedobry listonosz. Niegrzeczny. Do kąta ]:->