Tym razem postanowiłam nietypowo napisać luźne refleksje po przeczytaniu tomu drugiego zamiast zwykłej recenzji.
Bo wiecie co? Nie lubię recenzować tomu drugiego, piątego, a tym bardziej dziesiątego. Lepiej od razu całą serię, niż tak po kawałku… No i zwykle mam przy czymś takim problem, ile z fabuły zamieścić, żeby nie było spoilera… Tak więc o fabule nie będę pisać, bo: 1. tom pierwszy kończy się tak, że czegokolwiek bym tu nie napisała byłoby to spoilerem. 2. Wycieczek do treści tomu pierwszego nie będzie, bo były tu a i to skąpo 😉 3. Ktoś może przypadkowo trafić na recenzję tomu drugiego i… podziękuje mi, że może „Pana Lodowego Ogrodu” dodać na półkę „tak jakby przeczytane”…
Tak więc zasłoną milczenia przykrywam powodzenie/niepowodzenie misji Vuko Drakkainena i perypetie nastoletniego Władcy Tygrysiego Tronu. Ten, komu pierwszy tom się spodobał długo bez drugiego nie wytrzyma, a pozostałym ta wiedza niepotrzebna 😉
Do rzeczy więc: proza Grzędowicza wywiera głębokie piętno na swoich odbiorcach. Przynajmniej na Waszej uniżonej autorce. Nie dość, że świetnie mi się go czyta, to jeszcze mam ochotę na więcej! A już najlepsza jest forma przejawiania się takowego zapotrzebowania: otóż dalsze losy Drakkainena mi się śniły 😉 Przebywanie w miejscu o takim:
trudno do przyjemnych zaliczyć, więc zdjęłam „Pana Lodowego Ogrodu”, opasłe tomiszcze nr 2, czem prędzej z półki i przeczytałam w wolne, długie świąteczne wieczory.
Często spotykam się ze stwierdzeniem, że druga część jest gorsza od pierwszej i trzeciej. Hmmm, ta na pewno jest inna od pierwszej, a trzecią dopiero zaczynam, więc nie mam zdania. Inna nie znaczy gorsza. Znaczy inna. W każdym razie w porównaniu z poprzednią ta jest nawet bardziej jak z koszmaru sennego. Co oczywiście jest uzasadnione fabułą, ale o tym: sza! Mi tam się czytało świetnie.
Brakuje mi mapy Midgaard. Jestem wzrokowcem, łatwiej byłoby mi się poruszać po tej planecie. Naprawdę, mapa bardzo by się przydała.
A Fabryka Słów mogłaby nieco solidniejszą okładkę zrobić: łatwo zszargać brzegi i łatwo się zagina. Jest też kilka literówek.
I podtrzymuję opinię, że wszystkie nagrody, jakie „Pan Lodowego Ogrodu” zgarnął są w 1000% zasłużone. „good job!”
Polecam! Oczywiście polecam zacząć od części pierwszej 😉
P.S. i kolejny wpływ Grzędowicza na mą skromną osobę: równoważniki zdań. Drakkainen używa ich całą masę, i tak patrzę, że mi się nieco udzieliło.
No tak, na temat „Pana Lodowego Ogrodu” można godzinami pisać same ochy i achy 🙂
Podzielam twoją opinię i z miłą chęcią zobaczyłbym ukoronowanie całego cyklu wydaniem w twardej oprawie 🙂
Dwójeczka minimalnie moim zdaniem słabsza niż część pierwsza, jednak nadal bardzo bardzo dobra:) Trójeczki nie zaczynam, bo się ponoć tak kończy, że głowa boli, a ja nie cierpię potem paznokci gryźć w oczekiwaniu na autora;)
Maks,
o tak… twarda oprawa, papier kredowy… i mapa! Koniecznie! 🙂
Pablo,
Za trójkę z rozpędu się wzięłam, choć zastanawiam się, czy nie odłożyć na razie na półkę, bo jak trzeba jeszcze parę miesięcy czekać na czwartą, to ja dziękuję za takie sny… 😉
Pierwszą część mam za sobą, czekam na drugą w kolejce w bibliotece. I nie mogę się doczekać.
Witaj w moich skromnych progach 🙂
Wcale się nie dziwię, że nie możesz się doczekać. I powiem jeszcze, że jest na co czekać 😉
Magda, nie rób tego. Odłóż Ty tą trzecią część i nie czytaj 😉 Miałam podobne odczucia, że ta część jest troszkę inna niż pierwsza i ciut słabsza. Najbardziej irytował … w sumie to irytowała mnie Cyfral. Wolałam Cyfrala z pierwszej części. Co do mapy – zgadzam się z Tobą w 100% , przydałaby się i to bardzo.
Wiesz co? Jakoś tak świąteczny stosik mnie kusi, że odstawiam Grzędowicza na półkę, dopóki się znów nie przyśni 😛
Ja się z Cyfral nieźle uśmiałam 😀 Uwielbiam poczucie humoru tego gościa!
I dobrze zrobiłaś. Mam nadzieję, że kolejne sny z Boschem w tle nie będą Cie na razie nawiedzać.
Nie dziwię się, że tak Cię kusi ten świąteczny stosik 😉 Od czego zaczynasz?
Zaczynam… z zupełne innej beczki: Wątpliwości Salaiego. Zapowiada się ciekawie. 🙂